piątek, 19 lutego 2010

Nowe życie Iskierki - to już dwa miesiące w DT!


"Iskierko, promyczku, blasku księżyca
Wiele imion masz, wielu Cię zna, lecz dla mnie jednego
Nie powiesz mi tego, co znaczysz... Ja wiem swoje..
Iskierka nadzieji, którą każdy sobie ceni
Promyczek szczęścia, jest oznakiem nadejścia lepszych dni...
Blask księżyca, to przy nim wypowiadamy te słowa..."







czwartek, 18 lutego 2010

Świat widziany oczami Iskierki


Tak to się zaczeło... jedna decyzja, tak ważna dla tego kota...

Iskierka, kotka która chciała zgasnąć, teraz w DT odkrywa że życie jest piękne!

__________________________________

Wyobraź sobie, że jesteś zwykłym biało/burym kotem, i nagle z domowych pieleszy, trafiasz do miejsca gdzie trwa wieczna walka, o miski, kuwetę, pieszczoty, po prostu o wszystko. Zwiedzający mijają Cię tylko szerokim łukiem, nawet nie zerkną w twoim kierunku, dla nich jesteś niewidzialna. Widzialne są tylko te ładne, kolorowe lub miziaste, one mają większą szansę niż Ty. Gdzieś w oddali słychać jeszcze ujadania bezdomnych psów, tak samo biednych jak i Ty. Boisz się ich, ten potworny skowyt odbiera Ci mowę, kamieniejesz, mimo że ich nie widzisz, ale gdzieś głęboko w środku czujesz narastający w tobie strach. Dlatego usilnie starasz się ukryć swoje istnienie. Powoli stajesz się kotem widmem, niewidzialnym nawet dla ludzkiego oka, wciągasz na siebie osłonę niewidzialności, bo tylko w ten sposób możesz poczuć się bezpieczniej. W efekcie wciąż tkwisz w schroniskowym boksie wpatrując się bez celu w pustą ścianę, kątem oka dostrzegasz tylko szczęśliwca któremu się udało, bo ktoś pakuje go do transporterka i zabiera do domku, też byś tak chciała. Ale to nie możliwe, bo jesteś niewidzialna, dlatego dalej czekasz, licząc na cud... że ktoś podejdzie do koszyka, w którym się ukrywasz i mimo wszystko Cię wypatrzy, zdejmie z Ciebie tę niewidzialną zasłonę, i pokocha, całym sercem! mimo iż nie jesteś jakąś tam mega przylepką, czy też miziakiem, tylko zwykłym, dorosłym biało/burym kotem w tym oceanie sympatycznych i kolorowych kociaków. Ale tak naprawdę, to nie liczy się to, jaki kolor futra nosisz na grzbiecie, czy też twój charakter, ważne jest to, że jesteś kotem, który też chce być kochany! i ma tylko jedno, jedyne marzenie, że ktoś naprawdę zabierze go do domu, wypowie trzy magiczne słowa, tak ważne dla Ciebie... "I Want You" (co to znaczy, czy to coś ważnego?) zaraz potem, zapakuje do transporterka, jak tych wesołych szczęśliwców, którym sie udało, i zabierze, daleko, daleko, byle jak najdalej stąd. Tego właśnie chcesz, chcesz żeby ktoś zabrał Cię do miejsca, które nazywamy domem, to takie miejsce, w którym nie trzeba już walczyć o lepsze jutro, tam gdzie jest cicho i spokojnie, można mruczeć i mruczeć... na czyichś kolanach, bo wszyscy słyszą twoje wesołe mruczenie, wtedy nie jesteś już jednym z wielu w schronisku, jesteś widzialna, kochana, bo wiesz wtedy że masz dla kogo żyć. Dzięki ludziom odzyskujesz wiarę w lepsze jutro. Tymczasem dalej czekasz i czekasz, a nikt nie przychodzi. Nikt cię nie dostrzega. Mijają dni, tygodnie, kartki na kalendarzu powoli i nieubłaganie lecą w dół. Powoli tracisz nadzieję i siły, które są Ci naprawdę potrzebne, zaczynasz gasnąć, niknąć w oczach. Bo życie straciło sens, twoje legło w gruzach już dawno, dawno temu. Zaraz po przyjeździe do schroniska. Gdzie ten człowiek, który przytula i głaszcze, który daje nadzieje? gdzie ta cisza i spokój domowego ogniska? tego już nie. Prawda jest taka, że niedługo całkiem zgaśniesz, a zostanie po tobie tylko schroniskowa, biała karta i niebieska obroża z numerkiem 36. Nie wołasz o pomoc, chociaż raczej powinnaś, wolisz siedzieć w swoim koszyku, pod stertą poduch i poduszek, w samotności, udajesz, że nikogo nie potrzebujesz. Ale gdzieś głęboko w środku chciałabyś być czyjaś. Prawdopodobnie "kiedyś" miałaś domek, ktoś się o Ciebie troszczył, to widać na pierwszy rzut oka, białe futerko zrobiło się już lekko żółtawe, a napewno było białe... nie ma już tego sadełka... napewno ktoś Cię kochał (?) Ale nagle przestał, nie wiedzieć czemu, widocznie stwierdził że już Cię nie potrzebuje (dziecko, alergia, praca za granicą?) czy to ważne? teraz to już nie ma żadnego znaczenia, bo to nie wróci, choćbyś bardzo chciała. Ważna jest teraźniejszość. Bo życie, mimo wszystko kręci się dalej, jak karuzela. W pamięci migają ci tylko obrazy z przeszłości, pamiętasz że ktoś zapakował Cię do tego kwadratowego pudełka, które widujesz w schronie, i wyniósł z domu, następnie wsadził do warczącego pojazdu, a potem zostawił w małym, pachnącym lekami pomieszczeniu i wyszedł, nawet się nie oglądając. Napewno zrobił to w dobrej wierze, bo przecież równie dobrze mógł Cię wywalić na dwór, ale zrobił inaczej. W "dobroci serca" skazał Cię na powolną śmierć w schroniskowym boksie. Ale dobre dusze wyciągneły Cię z tego ciasnego pudełka i zaniosły do miejsca, które nazywamy boksem, żelazna krata się zatrzaskuje, i zapada cisza. Jeszcze wtedy nie zdajesz sobie sprawy GDZIE trafiłaś. Nie wiesz co się stało, ale twoje życie zostało nagle wywrócone do góry nogami, i wszystko, co miało jakikolwiek sens, legło w gruzach. Bo nagle z miękkiej i pachnącej kanapy trafiłaś do dziwnego betonowego "pokoju", bez okien, a wokół czuć tylko zapach innych kotów. Ogarnia Cię ogromny strach, wtedy naprawdę zdajesz sobie sprawę, że to już koniec, koniec miłych chwil na łóżku, pięknych zapachów dochodzących z kuchni. Więc w końcu próbujesz uciec, jakoś przecisnąć się pod kratą, ale szczelina jest za wąska. Nie ma jak i dokąd, wokół tylko kraty i twardy beton, którego nie można przebić. Już raz Ci się to udało, jakimś cudem - ale zostałaś złapana, bo z tego miejsca naprawdę nie ma ucieczki, jak więzienie... ale Ty o tym przecież nie wiesz... jedynym sposobem na legalną "ucieczkę" stąd, jest adopcja, ale Ty o tym przecież nie wiesz... możesz tylko czekać, licząc na jedno, na CUD. Trafiasz do innego boksu, takiego, z którego już naprawdę nie można uciec. Nie wiesz co robić, w małej główce kołacze się tysiące myśli, nie udało Ci się zwrócić uwagi ludzi, uciec też nie, więc chcesz umrzeć, bo tylko to możesz zrobić, nie próbujesz już nawet zwracać na siebie uwagi, bo dobrze wiesz, że to jest bez sensu, ucieczek zresztą też... powoli zaczynasz rozumieć że mimo swoich starań i prób ucieczek, wciąż pozostajesz niezauważalną, niewidzialną koteczką. Wiesz też, że schronisko nigdy nie zastąpi domu, choćby nie wiem jak się starało. Mimo iż wolontariuszki i pracownicy schroniska starają się stworzyć tym kotom iście domową atmosferę, są kolorowe dywany, miękkie i wygodne poduszki, nawet zabawki zwisające z konarów, ale to nigdy nie będzie prawdziwy dom. Nikt nie zastąpi domowego ciepła. Gdzie ta domowa atmosfera? schronisko to nie jest miejsce dla takich kocich, i delikatnych dam, nie dla Ciebie betonowe podłogi azylu i kraty w wejściu. Zamiast domowych zapachów, wyczuwasz tylko zapach taniego jedzenia i miauczenie innych kotów, które nie są tak przyjazne. Widać, że cię nie lubią, wyczuwają twój strach i bezsilność, mówią, że jesteś dziwna, taka bez nadziei, bezwartościowa. Nie starają się Ciebie pocieszyć w tak trudnej sytuacji, tylko skrzywdzić. Więc siedzisz ukryta głęboko w posłanku, bo w takiej sytuacji, to możesz zrobić już tylko to. Wiesz że najlepiej się schować, gdzieś głęboko pod posłankiem, przestać jeść, chociaż ktoś podsuwa ci pod nos różne smakołyki, i powoli znikać, a problem rozwiąże się sam. Nie poczujesz już bólu i strachu, który ciągle Cię otacza. Może tylko w ten sposób ktoś zwróci w końcu na ciebie uwagę. Zdejmie ten niewidzialny płaszcz i wyrzuci go do kosza...? Kiedy ktoś wygrzebuje Cię jednak z dna kosza, powoli odzyskujesz nadzieję, a oczy zaczynają się patrzeć na ten świat z ufnością, nie jesteś już wtedy niewidzialna, bo ktoś Cię mimo wszystko wypatrzył, ale ten ktoś nie może Cię jednak zabrać ze sobą, może poświęcić Ci tylko kilka minut, żeby pogłaskać i przytulić wystraszone schroniskiem futerko, a Ty tylko wtedy możesz powiedzieć człowiekowi co o tym wszystkim myślisz, wypłakać się w rękaw swetra, nim człowiek odejdzie, a Ty znowu znikniesz w stercie poduszek...


Nazywam się Iskierka, i nie wiem co się stało, ale znalazłam się nagle w takim dziwnym miejscu, z którego nie mogę się wydostać, wszędzie są koty i kraty. Ratunku! Próbowałam uciekać, ale ciągle mnie łapali, nie udało się, więc siedzę schowana pod koszykiem, nakryta kocem, nie będę wychodzić, nie będę jeść, zniknę... nie chcę, nie mogę na to patrzeć, gdzie są moi duzi, gdzie ten spokój i czułość do której przywykłam. Tutaj jest tak głośno i kiedy wystawię łepek inne koty mnie pacają, chyba czują, że się ich boję. Ratunku! Proszę zabierzcie mnie stąd ja tu nie wytrzymam, potrzebuję kolan i czułych rąk, które mnie uspokoją, i głosu, który powie Kiciu jesteś bezpieczna, wtedy znowu będę mruczała i pokażę jak aksamitna jest kocia miłość o szmaragdowym spojrzeniu.